niedziela, 9 września 2012

Trudne początki nauki



Pochodząca z dalekiego Burundi w Afryce Odetta Ndayizeye dziś opowie prawdziwą historię małego chłopca z wioski Gatara.

Przed rokiem w maju, idąc rano na mszę, zobaczyła skulonego z zimna i siedzącego na schodach kościoła chłopca. Wydawał się nie mieć więcej niż sześć lat. Jego poszarpane ubranie było mokre. Wchodzący ludzie zainteresowali się chłopcem, zadawano mu dużo pytań: „Skąd jesteś?", „Jak nazywa się twoja mama?", „Jaka jest nazwa wzgórza, na którym mieszkasz?"... Chłopiec nie odpowiadał na pytania, siedział ze spuszczonymi oczyma, z twarzą bez wyrazu i był smutny. Nie chciał też wejść do kościoła. Zrobiło mi się żal tego chłopca, gdyż cierpiał zimno, o tak wczesnej porze był z dala od rodziny i był smutny, a przecież nasze afrykańskie dzieci są wesołe, ich oczy błyszczą słońcem. Po Mszy poszłam pospiesznie tam, gdzie siedział mój mały przyjaciel. Także inni ludzie okrążyli go, zadając wiele pytań.

Siostra Karma zaproponowała, aby zaprosić go do naszej misji. Zgodził się bez słowa. Usiadłszy w słońcu, by się ogrzać, przyglądał się nam uważnie, z apetytem zjadł śniadanie (owoc awokado z chlebem), jego buzia zaczęła nabierać śladów dziecięcej radości. Rozpoczęłyśmy rozmowę z naszym gościem, okazało się, że ma na imię Patryk. Na nasze pytania odpowiadał rezolutnie. Znał dokładnie imiona rodziców, nazwę swojego wzgórza. Mieszka niedaleko, ok. 30 minut drogi. Rozmawialiśmy w naszym języku kirundi. Dowiedziałyśmy się, że do szkoły nie chodzi, ponieważ rodziców nie stać na opłaty, gdyż ma dziesięcioro rodzeństwa. Wyliczył nawet ich imiona, ale jak się później okazało, nie jest to prawdą. Jest ich w domu troje. Nasz mały przyjaciel chciał nas zaszokować swoją sytuacją życiową. Zgodnie z prawdą jego życie nie jest wesołe. Tato okazał się człowiekiem nieodpowiedzialnym, cały ciężar troski o rodzinę spoczął na mamie, a Patryk jako najstarszy syn powinien mamie pomóc.

Gdy doszliśmy do przyczyny jego obecności o tak wczesnej porze na schodach kościoła, okazało się, że od kilku dni nie mieszka w domu, sypia w przybudówkach, spożywa to, co uzbiera, a ubranie ma mokre dlatego, że pomieszczenia te są źle pokryte, a przecież mamy porę deszczową.

„Patryk, dlaczego uciekłeś z domu?" - zapytałam. Moje pytanie zawstydziło go trochę. - „No bo... no bo nie chcieli mi dać jeść" - odparł. „Mama nie chciała ci dać jeść?"- zapytałam. „Ale dlaczego?". - No bo wiesz, mama wysłała mnie po wodę do źródła, a ja cały dzień bawiłem się z kolegami i jak wróciłem wieczorem, to mama mi powiedziała, że ci, co nie pracują, nie mogą jeść razem z innymi, którzy pracowali". -,,Czy mama miała rację? Powiedz nam". Patryk zwiesił głowę i przyznał się, że często jest nieposłuszny i uparty. - „Dlaczego nie chodzisz do szkoły?". - „No, wiesz, zaczynałem trzy razy pierwszą klasę, ale nigdy nie skończyłem. Zawsze się spóźniałem i wolałem bawić się z kolegami, którzy pilnują kóz, a nieraz biegłem do głównej drogi i popychałem rowery z towarem, i nawet coś zarobiłem".

Nasza rozmowa nabierała kolorów, chłopiec teraz był szczery w swych wypowiedziach aż do bólu, jak mówią Polacy. - „Czy ty chcesz się uczyć?" - kontynuowałam. „Możemy ci pomóc. Patrz, przy naszej misji, tu w Gatara jest bardzo dużo sierot, którym siostry pomagają i te dzieci się uczą". - „Dobrze, ale po wakacjach, bo teraz już straciłem rok".

W tym dniu Patryk otrzymał od siostry nowe ubranie, swoje stare co prawda wyprał, ale nie nadawało się ono jednak do użytku, trzeba było je spalić. Jego mama odwiedziła nas, dziękując, że odesłałyśmy chłopca do domu. Wszystko, co powiedział, było bolesną prawdą. Jest chłopcem trudnym. Mama prosiła ze smutkiem: - „Jeśli możecie, to mu pomóżcie".

Po uzgodnieniu z mamą, Patryk przychodził do naszej misji, by nam pomagać w ogrodzie. Przychodził w swoim nowym ubraniu. Był dumny, że jest z siostrami. Pewnego dnia otrzymał polowe łóżko, innym razem koc i co piątek zanosił do domu żywność dla swego młodszego rodzeństwa. Tak mijały tygodnie wakacji, pracowite dla Patryka. Nauczył się nawet różnych modlitw. Nie jest jeszcze ochrzczony (większość dzieci otrzymuje w Burundi sakrament chrztu w czwartej klasie). Ostatnie tygodnie wakacji spędził w domu. Nieraz można go było spotkać w poszarpanym ubraniu, z workiem na plecach, sprzedającego trzcinę cukrową.

Początek kolejnego roku szkolnego jest już blisko. Patryk otrzymał całą wyprawkę, został zapisany do pierwszej klasy w szkole, która znajduje się blisko naszej misji, rozpromieniony po raz czwarty rozpoczął naukę. W pierwszych dniach przychodził, by nam powiedzieć: „Dzień dobry! „.
To, co się dobrze zaczęło i tym razem nie doszło do skutku. Nagły wyjazd siostry Karmy oraz innych sióstr na praktykę apostolską do innych placówek misyjnych, zniechęcił chłopca. Także brak zainteresowania ze strony innych i problemy w domu nie motywowały go. Już po pierwszym trymestrze przerwał naukę. Po naszym powrocie do Gatara odnalazłyśmy Patryka, który był jak zawsze w dobrym humorze. Nadal jest szczery i... znów o rok opóźniony w rozpoczęciu nauki. Przychodzi rano, by na naszej misji kosić trawę i znowu obiecuje, że po wakacjach rozpocznie po raz kolejny pierwszą klasę.

Niestety, takich chłopców jak on jest wielu. Ci, którzy zasmakowali niezależności i samowoli, gubią się w świecie dorosłych, wykorzystywani i niszczeni przez innych nie mogą wzrastać z rówieśnikami i stawać się wspaniałymi ludźmi.

Odetta Ndayizeye pisze, iż postara się zrobić wszystko, by Patryk mógł rozpocząć naukę i ją kontynuować.



Jak można się przekonać, problemy wychowawcze wszędzie są podobne, zarówno w Polsce jak i w odległym Burundi. Ważne, by ich rozwiązania podejmowały się osoby posiadające zarówno odpowiednio kwalifikacje jak i wrażliwe serce.

Opr. na podst.: Echo z Afryki i innych kontynentów, wrzesień 2012